czwartek, 29 września 2016

Zawsze jest jakiś "pierwszy raz"

   Nigdy nie piekłam muffinów.
Do tej pory, bo właśnie zaliczyłam swoje pierwsze muffinki :-)
Superowy przepis na te pyszności znalazłam na blogu: ciastkozercy.plTUTAJ
Chociaż uczciwie ostrzegam: grasowanie po nim grozi ostrym napadem ślinotoku, takie tam cuda. ;-)
   Jest ciacho, zaraz wyląduje w piekarniku:


Po około 25 minutach:


I oczywiście jeden od razu został wszamany na ciepło:


Ale! Jest trzynasty wojownik (nie wiem co pomikiciłam, ale wyszedł o jeden więcej)


A tutaj już moje ślicznotki udekorowane ....i misio - mistrz drugiego planu :-)


 No, to jeszcze z boczku:


I z góry:


Niestety polewa i dekoracje to gotowce, ale jak nabiorę wprawy, to wszystko sama zrobię
(chyba na emeryturze, ale co tam)
Grunt, że papilotki ładnie odchodzą:


Nie mogłam sie powstrzymać :-)


Pycha, waniliowo - krówkowa pycha.

Edit:   

Trochę poeksperymentowałam (jak zwykle, zresztą)
Zrobiłam babeczki z mąki razowej i dodałam orzeszki pekan.


Wydaje mi się, że tym razem wszystko połączyło się nieco szybciej.
Papilotki przygotowane
Pierwsza warstwa ciacha i orzeszki do środka ...koniecznie w parach ;-)
Druga warstwa. I do piekarnika.
 W międzyczasie szybka polewa - klej. wystarczy cukier puder i odrobina przegotowanej wody
 Przykleić orzeszka na wierzch i gotowe.

Misio - strażnik babeczek :-)

Prowizorka do remontu ;-)

   Prowizorka już się lekko przykurzyła, czas ją nieco odnowić.
Tym razem będzie troszkę inaczej. Podobrazia owinęłam błyszczącą dzianiną.
Sprawa lekko się skomplikowała, bo dzianina, zwłaszcza ta swetrowa, jest nieco grubsza.
Ale, jak to się mówi: dla chcącego, nic trudnego.


   Kiedy mamy już wybrany kawałek materiału i jest on trochę grubszy, warto na ramę podobrazia przykleić taśmę dwustronną. Łatwiej wtedy posługiwać się takerem, kiedy materiał jest stabilny i nie przesuwa się. Poza tym, w przypadku kiedy dzianina jest dość luźno robiona, zapobiegnie to jej wypruwaniu.


   Na zdjęciu widać, że w narożach jest więcej zszywek, to dlatego żeby dodatkowo spłaszczyć warstwy, które się tu nakładają. Inaczej obrazek brzydko odstawałby od ściany. A przecież nie o to chodzi, ;-)
Po przyczepieniu materiału, pozostaje już tylko wycięcie jego nadmiarów, odmierzenie odpowiedniej długości tasiemki:


Żeby nie było, że oszukuję. Jak widzicie dziura w tym miejscu, jak przysłowiowy Berlin ;-)


Ale z naszą prowizorką:


Ta daaam:


I co? Ładnie?

środa, 28 września 2016

Farmerskie lato minęło, czas nadrobić zaległości.

A było tak cudownie.
Każdą wolną chwilę spędzałam w ogrodzie. Poza tym, letnie wieczory mają w sobie coś magicznego


Tu akurat, udało mi się "złapać" księżyc w pełni ;-)


Niestety, nadeszła jesień, dni już coraz krótsze. Najwyższy czas zabrać się za bloga.

niedziela, 22 maja 2016

Adasia ciąg dalszy


The Original High, czyli Adaś powraca 

   Mam ją już od kilku tygodni. Przyznam szczerze, że jest ciągle eksploatowana.
Fantastycznie słucha się jej w trasie.
Poprzednie były zajefajne, ta jest zajefajna do kwadratu. Właśnie do mnie dotarło, że nie ma na niej żadnych "przeczekaczy", czyli kawałków, które najchętnie pominęłabym, by słuchać kolejnych.
Każdy utwór coś w sobie ma. Niektóre sprawiają, że mam ochotę dziko machać odnóżami w czasie jazdy. No wyobraźcie sobie debilkę za kierownicą, szaleńczo machającą przeszczepami....
   No dobra, wracam do Adasia. Mój faworyt? "There I Said It, piękna. Słuchając jej, mam wrażenie, że głos Adama otula mnie jak mięciutki kocyk, coś niesamowitego. No i utwory, które wymuszają na mnie owe nieskoordynowane ruchy o których pisałam wcześniej: "The Light", "Evil In The Night" i oczywiście "Ghost Town" oraz "Another Lonely Night".
I na koniec perełka – "Lucy" z udziałem gitary Briana May'a. Polecam, naprawdę.
   Szczerze mówiąc, ta płyta ma jeden poważny feler - jest za krótka ;-) 
Za każdym razem przyłapuję się na: Co? Już koniec?!
No, chyba że zapętlę odtwarzanie i wtedy Adam dozowany jest bez ograniczeń ;-)
Jednym słowem, warto było poświęcić trochę grosza.



czwartek, 19 maja 2016

Dziesięć lat fascynacji

   Jak ten czas leci. To już dziesięć lat. Tyle zdarzyło się po drodze.
A magia "Rain" nigdy nie osłabła.
Źródło: Internet

   Pozdrawiam wszystkich "Gacktofilów" ;-)

niedziela, 27 marca 2016

Mój sposób na Wielkanoc

   Pod moim płotem jakiś szalony zając wyczynia dzikie harce. Znaczy się, idą święta.
Trzeba było jakoś udekorować chałupę i przygotować się na nadchodzące dni.
Mój mega-leń utrudnia mi pracę jak może, ale się staram:
Moja dekoracja parapetowa - wyszło jajcowato ;-)



Skoro jesteśmy w jajecznych klimatach;
Mega-leniwcowe  "łatane pisanki". Czas przygotowania - około minuty. Wystarczą samoprzylepne, ozdobne tasiemki papierowe i podstawa - pisak :-)
Aaaa, no bez jaj ...bez jaj, to się nie obejdzie.


Jak już się te "pisanki" zrobiło, to warto byłoby je zapakować do koszyczka i potruchtać do kościoła w celu wiadomym.
Mój pomysł na koszyczek ze święconką (tak naprawdę mini-koszyczek, ale tradycja została zachowana):



A teraz, życzę Wesołych Świąt i pędzę, by dobrać się do tego pysznego sernika, który czeka na mnie w kuchni. Smacznego ;-)

sobota, 9 stycznia 2016

Krzesła po liftingu ;-)

Tym razem na warsztat poszły stare, dębowe krzesła w których nieco już wytarły się siedziska:
Do tej operacji potrzebne jest: trochę wolnej przestrzeni, wkrętarka, bity, taker i zszywki tapicerskie.
No i podstawa, czyli kawał mocnej tkaniny z której wycięłam trapezy na kształt siedziska powiększone o podwinięcia na brzegach..
W zależności od grubości tkaniny, dopasowałam długość zszywek, w moim przypadku te o długości 10mm były odpowiednie. Krótsze byłyby osadzone zbyt płytko i nie trzymały wystarczająco tkaniny, a zbyt długie, pozostawiły sporo luzu i materiał nie byłby odpowiednio dociśnięty.
Potem wystarczyło już tylko odkręcić siedzisko
 Owinąć materiałem, zawinąć brzegi i w miarę równo mocować zszywkami.
Jak widać, nie do końca mi się to udało. Owijanie rogów siedziska, to jeszcze większe wyzwanie, trzeba robić małe zakładki.
Potem wystarczy już tylko skręcić krzesło i ...
Tak to wygląda. Dla porównania: nowa i stara wersja krzesła:
W komplecie wyglądają jeszcze ładniej:

I jeszcze w dziennym świetle:

środa, 6 stycznia 2016

Adaś for my entertainment

   W ciągu ostatnich kilku lat, ciągle natykałam się na wpadające w ucho kawałki jegomościa.
Postanowiłam sprawić sobie prezent i w "największym sklepie internetowym" (tak się reklamują) :-) 
zakupić płytkę ...albo i dwie ;-)


   Hmmmm, spodobały mi się. I to bardzo.
Nie jestem specjalistą z dziedzin związanych z muzyką i nie zamierzam takowego udawać.
Nie będę się wymądrzać, wytykać błędy, czy rżnąć snoba udając, że "muzyka dla mas" to coś poniżej mojego wysublimowanego gustu.
   Bo prawda jest taka, że urzekła mnie ta muzyka, a poza tym, super mi się przy niej pracuje.
Fajne teksty, świetne aranżacje, zajebiaszczy wokal.
Na każdej płycie muzyka tak różnorodna, że aż chce się słuchać.
Od powolnych, aksamitno-miękkich (skrzywienie zawodowe, he he) ballad, przez barokowe wręcz (chodzi mi tu o ilość dźwięków i wokalnych "dekoracji", tak jak pisałam, nie jestem specjalistą, piszę co czuję) utwory, po szybkie i zadziorne kawałki.
Tak jakby artysta chciał powiedzieć: mam tu wszystko, chodź i weź sobie to, co ci się podoba.
Jednym zdaniem: Everything "For your entertainment" ;-)
   Myślę, że wysupłam troszkę kasy na kolejną płytkę. Tym razem będzie to 'The Original High"
I tyle w temacie.