niedziela, 21 lutego 2021

Na początku... był kawałek polaru :-)

 

Potem doszła koronka z gipiury

A potem trzeba to wszystko zszyć...

Podwinąć...

I czynność powtórzyć jeszcze trzy razy :-)


Gotowe! Można się cieszyć nowymi pokrowcami na krzesła.


Cieplutkie :-)



poniedziałek, 18 grudnia 2017

Ozdoobki ze starego swetra

Można?
Można! Potrzebny jest tylko stary sweter, flizelina, kawałek sztucznego futerka i odrobina cierpliwości.
 Żeby ustabilizować dzianinę, potrzebna jest dość gruba flizelina, którą należy dokładnie przykleić za pomocą żelazka. Na tak przygotowanym materiale odrysowujemy wcześniej przygotowany szablon.
Jeśli materiału jest wystarczająco dużo warto dopasować wzór na wykrojach, wygląda to o wiele ładniej.
Wykrojone części składamy prawą stroną do środka i zszywamy gęstym ściegiem, żeby lużna dzianina się nie wysnuła.
Potem, wystarczy już tylko wywrócić wszystko na właściwą stronę, przykleić (np. klejem na gorąco) lub przyszyć sztuczne futerko, ozdobić i gotowe.

Zostało mi jeszcze trochę tego swetra, więc okleiłam nim bombkę styropianową.
Też ładnie wygląda.
Świetna zabawa z tymi ozdobami, polecam.

Ozdoobki świąteczne

Wena dopisuje.
Postanowiłam zrobić małe czapeczki, które zawieszę na choince, Dla siebie zrobiłam białe, a dla moich przyjaciół kolorowe.
Potrzebna jest kolorowa włóczka, tekturowa "tutka" z papieru toaletowego, pocięta na kawałeczki o szerokości 1,5 centymetra, nożyczki i tasiemka jako zawieszka.
Włóczkę oplątujemy w ten sposób, po czym całość ciasno związujemy i obcinamy nadmiar włóczki

Jeszcze tylko przeciągnąć tasiemkę przez pomponik (ja to robię szydełkiem), ozdobić i gotowe
A oto różne warianty czapeczek :-)


Świetna zabawa, zachęcam do stworzenia własnej kolekcji.

czwartek, 1 czerwca 2017

La Szarlotta ;-)

Uwaga! Cukiernicze beztalencie zabiera się za pieczenie szarlotki.
Naszło mnie na coś słodkiego, no to przemycę chociaż trochę owoców.
Niech więc będzie wypasiona szarlotka po mojemu.

450 g mąki - przesiać
150 g cukru pudru - też przesiać :-)
250 g miękkiego masła
5 żółtek - białko zachować, przyda się
szczypta soli (że co? Ale tak napisali w przepisie, no dobra)

100-150 g cukru pudru
cukier wanilinowy, lub na wypasie - laska wanilii
łyżeczka cynamonu (mmmm, mniam)
1 kg kwaskowatych jabłek ( i tu zonk, nie mam kwaskowatych jabłek, oki - będzie bez cukru)

Dobra, zabieram się za ciacho:
mąka, cukier, maseło, żółtka ...i sól, do michy, zagniatam. Jak już się ładnie wszystko połączyło w jednolitą, żółciutką masę, wielgachnym nożem ciacham na pół. Jedna połówka owinięta jak mumia w folię, ląduje w zamrażarce - czeka na swój wielki moment.
Drugą połówką wyklejam foremkę i nakłuwam widelcem. O tak:
Ładuję do piekarnika. W przepisie stoi: piec 10-15 minut w temperaturze 200 stopni.
No cóż, to byłoby zbyt proste. Moja wredna foremka ma szklane denko, kiedy pierwszy raz piekłam szarlotkę, spód był, mówiąc oględnie, nieco surowy, więc u mnie trwa to ok 22-25 minut w temp. 180 stopni.
Teraz pora na "dżapka"- umyć, obrać, pokroić w kosteczkę (ja się zmęczyłam w trakcie i resztę starłam na tarce), przesmażyć z cukrem, wanilią i cynamonem. Wyłożyć na podpieczone ciasto.
Teraz pora na "przyda się" - czyli białko, które nam zostało. Wrzucam do miksera razem z dwiema łychami cukru pudru i szczyptą (znowu?) soli. Ubijam na sztywno i wykładam na lekko schłodzone już jabłka (sorki - nie zrobiłam fotki - upaprałam się białkową pianą).
I tu na scenę wchodzi mumia w folii, czyli zmarznięta na kostkę (bo trochę to już trwało) połówka ciasta. Ścieram na grubej tarce to moje zmarznięte ciasteczko (oczywiście już bez folii) i posypuję mój białkowy armagedon. Tak to wygląda:
Ciacho znowu ląduje w piekarniku, tym razem na jakieś 30 minut. Pewnie można krócej, ale po moich przygodach z foremką, wolę dopiec dziada.
Po upieczeniu wygląda tak:

Na ciepło pyszne z lodami śmietankowymi, po ostygnięciu lubię szarlottę przegryzać orzeszkami, ot takie wiewiórcze ciągoty.
W sumie - ciasto banalnie proste, skoro nawet mi się udaje. Kwestia dopasowania do własnego smaku daje pole do popisu, można sobie poeksperymentować.
Smacznego ;-)
P.S. Jak to zwykle u mnie bywa, znowu przegięłam z ilością ciasta. Co zrobić z nadmiarem?
Ano, upiec ciasteczka maślane :-D